czwartek, 4 września 2014

Nauka latania.

09.2014  w koncu po tych wszystkich przygodach i nerewach. Siedze przy samolotowym okienku, nie wierze w to ze lece...rownie  to dla mnie nierealne jak w tedy kiedy miedzy moimi warkoczykami wykreowała sie wizja , siedzenia wsrod pasazerow w samolocie, ktory przecinal niebo na  czesci czesci pierzasta smuga bialego dymu.
Pamietam siebie jako dziecko bujajace sie na Marysiowej hustawce zawieszonej w przejsciu do ogródkowej szopki Wujostwa Sosnowskich konczacej sie gdzies w glebi  sekretnymi drzwiczkami do kornika cioci Ani i zapomnianą, martwą motorynką marki Komar w kolorze pomaranczowym , należącą do wujka Wieśka.
Trzeba bylo uwazacac by nazbyt sie nie rozbujac , albowiem nieuważny użytkownik hustawki, w chwili przyplywu bujanej radosci , moglby uderzyc plecami o sterte rupieci ...oczywiscie o wartosci sentymentalnej - bo jakże innej. Dla cioci Ani warte trzymania sa tylko dwa rodzaje rzeczy , te z czyms zwiazane i te przydatne. A ze to bardzo gospodarna i przywiazujaca sie kobieta to KAZDA rzecz jest absolutnie wartosciowa.
Wracajac do hustawki.
Jako prawdziwa dorastajaca indywiduaistka - nie potrzebowalam wiele by marzyc. Brak kontaktu z podlozem w chwili wzniesien i biala rysujaca sie krecha na niebie to bodzce, ktore skutecznie oddzialywaly na zyciowe plany 7latki.

marzenie nr 1. zobaczyc chmury od góry - misja zakonczona powodzeniem

Seul dzien pierwszy
po 12h lotu bookerka odebrala nas stosunkowo pozno- warto wiedziec ze tutaj nic nie jest punktualne - korki sa absolutnie wszedzie i o kazdej porze dnia.
Lotnisko jest calkiem logiczne i nie trudno bylo sie dostac sprawnie na wolnosc.
Pierwsza rzecza jaka mnie uderzyla to ciezkie szklarniowe powietrze, nasaczone niczym gąbka woda. Trudno jest tu okreslic temperature - miasto z daleka ukrywa sie pod poduchą smogu i tak wlasciwie bez slonca nad glowa nie da sie jednoznacznie stwierdzic  czy jest cieplo czy tez nie.
Czuć było ze przestrzen staje się gęsta , ze dąży do czegoś co musiało się skroplic w postaci deszczu. Ależ to był deszcz ...intensywny rześki...monsunowy pachnący żelazem.
Tuz przy lotnisku wśród betonu i szkła  wyrastały malenkie sosnowe zagajniki co w Korei należy do integralnej części architektury.

Bookerka załadował a nas do czarnego Sedana. Wyglądała na 18 lat. Była niska, uśmiechnięta w infantylnych małych tatuazach i koszulce w kolorze rażącej zieleni.
Jechalysmy przez deszcz słynnym tu mostem , podczas gdy niskie góry wyrastały  sie spadzistymi grzbietami w rzekę.
Dojeżdżając do miasta przechodzily juz płynnie w wiszące ogrody.
Niestety deszcz zmyl ze mnie zachwyt ...a być może sprawił to klimat przedmiescia , w kazdym razie chwile później dowiedziałm się ze bookerka ma 28 lat , a gromadzenie to nie tylko polska przypadłość...
Nieśmiertelność tutejszych kobiet oniesmiela

wtorek, 19 sierpnia 2014

Sliwki na sosnie



Wpadłam jak śliwka w kompot.
Pisze do szuflady, na lustrze wody.
Przeszłam przez Rubikon.
Pasuje jak wół to karety.
Biedna jak mysz kościelna.
Ileż srok można trzymać za ogon?
Biegam od dziś jak kot z pęcherzem.
a licho nie śpi i samo jedno wie co z tego będzie.
     Manowce,  i tyle
Wszystko to nagle w krótkich abcugach
Sam tego chciałeś - Grzegorzu Dyndało
    Wracam w grudniu , popołudniu.


wielka niewiadoma, ta moja podróż. Boje się jak cholera. 
Zobaczymy na ile czas i chęci pozwolą na pisanie.
Czas pokaże. Zmieniam swoje życie o 180 stopni.  Będzie trudno , wiem. 

Żyje na karte rowerową. 
I nie wyobrażam sobie jednej chociażby nocy bez M. przy sobie. 

"Gdy­bym wiedział, że on wie, że przełażę przez te góry dla niego, to potrafiłbym to zrobić.  Ale tak, zupełnie samotnie, nie dam rady."



photo by Karolina Grenda KABA
(z pozdrowieniami dla ciebie kochana, teraz rozumiem Twoje rozterki przed odjazdem )